Dedykuję Earie S. za okazane wsparcie, gdy zwątpiłam w
siebie przed egzaminami i za to, że jest najlepszą przyjaciółką w całej galaktyce!
Ginny wolnym, spokojnym krokiem spacerowała po błoniach,
mimo ciemnych chmur kłębiących się na niebie. Nie przejmowała się ani nimi, ani
chłodnym wiatrem targającym jej miedzianymi włosami. Zdawała się nie widzieć
otaczającego ją świata, pustym wzrokiem wpatrywała się w spokojną taflę
jeziora. Jej myśli błądziły wokół czarnowłosego chłopaka o zielonych, bystrych
oczach. Tak, to Harry Potter zaprzątał jej głowę. Mimo że nie byli już razem,
Ginny nadal chciała przebywać w jego towarzystwie. Kochała go niczym brata,
miała w nim oparcie, uwielbiała ich długie rozmowy. Jednak od pamiętnego,
sobotniego wieczoru, kiedy powiedziała, że chce, aby zostali przyjaciółmi, on
odwrócił się od niej. Ignorował ją, nie słyszał jej głosu, gdy prosiła go o
rozmowę. Jego oczy stały się chłodne i obojętnie, radosne iskierki zniknęły i
zdawało się, że już nigdy nie wrócą.
Ginny objęła się ramionami, gdy jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Koniec
października zbliżał się nieubłaganie, a wraz z nim odchodziły słońce i
błękitne niebo. Pogoda zdawała się podzielać humor dziewczyny, która z
bezsilności kucnęła na ziemi, opuszczając głowę. Z jej zielonych oczu popłynęły
pierwsze łzy. Nie kochała już Harry’ego. Nie będzie żałować decyzji o rozstaniu,
ponieważ była ona słuszna. Chciała być z Blaisem, to jemu oddała swoje serce.
Jednak w środku czuła pustkę, jaką pozostawił po sobie Wybraniec. Nie
wiedziała, czy kiedykolwiek ta pusta przestrzeń wypełni się, miała jednak taką
nadzieję.
Dziewczyna nawet nie zauważyła pierwszych kropli
deszczu, które po chwili przerodziły się w lekką mżawkę. Chłodna, orzeźwiająca
woda spływała po jej twarzy, mieszając się ze łzami.
- Co ty robisz? – usłyszała męski głos, a po chwili
poczuła jak ktoś łapie ją za ramiona i podciąga do góry. Gdy zbliżyła twarz do
jego koszuli, do jej nozdrzy dostał się intrygujący zapach – deszczu
przemieszanego ze świeżo skoszoną trawą i mogłaby przyrzec, że poczuła nutkę
cynamonu.
Dopiero, gdy znalazła się w zamku, mogła się
przyjrzeć chłopakowi. Miał długie, brązowe włosy i oczy w kolorze gorzkiej
czekolady. Na jego idealnie wykrojonych ustach malował się chytry uśmieszek,
odsłaniający białe zęby.
Ginny skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na niego
pytająco.
- Teodor Nott – przedstawił się aksamitnym głosem,
wyciągając dłoń w jej kierunku. – Ty musisz być Ginny Weasley, dziewczyną,
która podbiła serce naszego Diabła – uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc jej
reakcję.
- Powiedział ci? – zapytała z szeroko otwartymi
oczami, ignorując wyciągniętą w swoją stronę dłoń.
- Nie – zaprzeczył Ślizgon, łapiąc w dwa palce
zabłąkany listek z włosów Gryfonki i odrzucając go na bok. Dziewczyna speszyła
się przez ułamek sekundy, ale szybko się zreflektowała.
- To skąd wiesz? – Przecież z Blaisem ukrywali się,
nie było możliwości, by ktoś ich przyłapał. Poza tym, gdyby tak się stało, to
cała szkoła już by o tym wiedziała! Przecież to Hogwart, tutaj informacje,
szczególnie tajemnice, rozprzestrzeniają się w mgnieniu oka.
- Ja wszystko wiem. – Teodor puścił jej oczko,
odwracając się do niej plecami i ruszając w kierunku lochów. Tylko raz obejrzał
się za siebie, śmiejąc się cicho, widząc osłupienie w jakim zostawił Ginny. Gdy
tylko zniknął za rogiem, Ruda potrząsnęła głową, zastanawiając się, co tak
właściwie się stało.
~*~
Snape krążył po gabinecie, przeglądając
wypracowania uczniów. Ze złośliwością wymalowaną na twarzy wytykał im wszelkie
błędy, zaznaczając je czerwonym atramentem. Irytowała go postawa dzieciaków
wobec sztuki, jaką były eliksiry. Przecież cała zabawa polegała na tym, że nie
ma bezsensownego machania różdżką i zajmowania się idiotycznymi stworzeniami.
Ten przedmiot wymagał całkowitego skupienia i koncentracji, a napięta atmosfera
w klasie tylko w tym pomagała. Teraz, jako nowy dyrektor Hogwartu mógł
bezproblemowo znęcać się nad bezmózgimi bachorami, które miały świetną radochę,
dopóki ich ukochane zwierzątko nie miało zostać królikiem doświadczalnym. Mijał
zaledwie drugi miesiąc nauki, a już dziewczynka z drugiego roku poważnie otruła
swoją ropuchę. Ten mały incydent pokazał, że to nie żarty.
Severus usiadł przy biurku, z satysfakcją
odkładając stertę pergaminów. Nareszcie mógł delektować się otaczającą go
ciszą. Niestety, jego perfekcyjny mały świat runą, gdy usłyszał pukanie do
drzwi. Zacisną pięści, modląc się, żeby ta osoba jak najszybciej opuściła jego
gabinet.
- Dzień dobry, profesorze. – Usłyszał tak dobrze
znany głos Hermiony Granger. Podniósł głowę, świdrując ją swoimi czarnymi jak
smoła oczami. Zobaczył zdenerwowanie wypisane na twarzy Gryfonki i uśmiechną
się kpiąco.
- Mam pewną prośbę – zaczęła nieśmiało, robiąc krok
w przód. Chwilę zastanawiała się nad tym, co powiedzieć, nerwowo przygryzając
dolną wargę. Irytowało go to. – Mam dzisiaj pomagać Malfoyowi w eliksirach,
jednak uważam, że zajęcia praktycznie są o wiele bardziej przydatne niż sama
teoria i…
- Co, Granger, streszczaj się – warknął, powoli
wstając ze swojego miejsca.
- Chciałabym pożyczyć przenośny kociołek i
składniki potrzebne do uwarzenia Eliksiru Łagodzącego I stopnia – powiedziała
na wydechu, podnosząc wzrok. Snape zmroził ją spojrzeniem, podchodząc do
biblioteczki.
- A skąd mam mieć pewność, że na pewno użyjesz ich
w słusznej sprawie? – zapytał złośliwie, przypominając sobie plotki o warzeniu
przez pannę Granger Eliksiru Wielosokowego na drugim roku nauki w szkole.
- Severusie, daj jej dostęp do swojego kantorka. – W gabinecie rozległ się głos poprzedniego dyrektora Hogwartu - Albusa
Dumbledore’a, który patrzył na Hermionę ciepło z obrazu.
Gryfonka spojrzała w jego stronę, uśmiechając się
przyjaźnie. Snape przewrócił oczami i wyciągną różdżkę. Jej czubek wskazał w
stronę szafki z książkami, która po chwili przesunęła się, ukazując tajemne
przejście. Nietoperz zniknął w nim na chwilę, wracając z małym pudełkiem.
- Tu masz wszystko, co ci potrzebne, Granger. – Jego
głos nie wyrażał żadnych emocji, był zimny i pusty.
- Dziękuję – odpowiedziała grzecznie, posyłając
Dumbledore’owi ciepły uśmiech. Ruszyła w stronę wyjścia, chowając pakunek do
torby. Gdy drzwi się za nią zatrzasnęły, Snape odetchnął głęboko, znów
rozkoszując się błogą ciszą.
~*~
Ślizgoni przyzwyczaili się do jej wizyt. Tylko
niektórzy prowokowali ją, mrucząc pod nosem słowa obelgi, jednak ona nie
zwracała już na nie uwagi. Przyzwyczaiła się do ciągłej nienawiści, w pewien
sposób ją akceptowała. Weszła po schodach prowadzących do pokojów chłopców.
Pewnie szła korytarzem, a jej kroki echem odbijały się od kamiennych ścian.
Zatrzymała się dopiero przy ostatnich, masywnych drzwiach. Zapukała, mając
nadzieję, że nie będzie musiała długo czekać. Po kilku minutach niecierpliwości
otworzyła jej Pansy, patrząc na nią przymrużonymi oczami. Wyraz jej twarzy
nagle złagodniał, gdy zobaczyła książki w rękach Gryfonki.
- Wejdź – powiedziała, odsuwając się i tym samym
przepuszczając Gryfonkę w drzwiach . Wskazała jej fotel, a sama zabrała swój
błękitny sweter z jego oparcia. – Draco zaraz przyjdzie – wyjaśniła, widząc
zdziwione spojrzenie Hermiony. – Ja niestety muszę już iść. Ostrzegam,
najlepiej niczego nie dotykaj, bo Malfoy bardzo poważnie traktuje swoją
prywatność.
Po chwili już
jej nie było. Brązowowłosa wyjęła kociołek i potrzebne do uwarzenia
eliksiru składniki. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W jej wnętrzu zrodziła
się niezdrowa ciekawość, która rozpalała ją od środka. Na drżących nogach
podeszła do łóżka, czując buzującą w żyłach adrenalinę . Rozejrzała się
jeszcze, upewniając się, że blondyn nie chowa się pod biurkiem, chcąc ją
przyłapać na gorącym uczynku. Nic takiego nie miało jednak miejsca.
Dotknęła drewnianego stolika nocnego, widząc leżącą
na niej kopertę. Nie była jeszcze otwarta, a rodowa pieczęć Malfoyów wskazywała
na sprawy rodzinne. Pokręciła głową, chcąc odgonić myśli o wzięciu pergaminu do
rąk. Przeniosła wzrok niżej, sama sobie nie ufając. We wnęce zobaczyła samotnie
leżącą ramkę. Wyglądała, jakby ktoś
brutalnie ją tam wrzucił, pragnąc zapomnieć o wspomnieniach się z nią
wiążących. Tej ciekawości nie mogła już powstrzymać. Łapczywie złapała przedmiot, odwracając go
drżącymi rękoma. Na zdjęciu ujrzała mała dziewczynkę o długich blond włosach i
przepięknych błękitnych oczach, w których czaiły się radosne iskierki.
Uśmiechała się i wesoło machała do osoby, która robiła jej zdjęcie. Hermiona od
razu zorientowała się, że musi ona należeć do rodziny Malfoya, wyglądała jak
jego młodsza, damska kopia. Miała jednak w sobie tyle szczęścia, że zdawała się
nie pasować do sztywnych zasad panujących w tym poważanym rodzie. Możliwe, że
była daleką kuzynką znienawidzonego blondyna, tylko dlaczego właśnie jej
zdjęcie trzymał we wnęce szafki nocnej? Odłożyła ramkę na miejsce, upewniając
się, że ułożona jest tak samo jak poprzednio. Roześmiana buźka dziewczynki
wywołała w jej wnętrzu przyjemne ciepło. Niestety, Hermionie nie dane było się
nad tym dłużej zastanawiać, gdyż usłyszała kroki. Zerwała się z miejsca i z bijącym
sercem podbiegła do kociołka. Gdy tylko usiadła na podłodze, drzwi otworzyły
się, a staną w nich sam Draco Malfoy.
- Co ty tu robisz,
Granger? – zapytał wrogo, mrużąc oczy.
- Pansy mnie wpuściła – powiedziała, uśmiechając
się sztucznie, tym samym próbując ukryć drżenie rąk .
Blondyn kiwnął głową i podszedł do łóżka, na którym
jeszcze pół minuty temu siedziała ciekawska Gryfonka. Spojrzał na list,
delikatnie biorąc go do ręki i oglądając ze wszystkich stron, jakby chciał się
upewnić, że nie został on otworzony bez jego wiedzy. Po chwili odłożył go z
wyraźną ulgą, kierując się w stronę biurka. Szybko przeglądał papiery leżące na
blacie, aż w końcu znalazł właściwy pergamin i podał go dziewczynie, wcale na
nią nie patrząc.
- Co to jest? – zapytała, biorąc kartkę do ręki. Od
razu zorientowała się, że to praca, którą zadała mu na ostatnich zajęciach.
- Przecież miałeś to zrobić na…
- Wiem, Granger – przerwał jej, siadając przed nią
na podłodze. – Po co to wszystko przyniosłaś?
Hermiona przewróciła oczami, dając chłopakowi do
zrozumienia, że odpowiedź jest banalna.
- Uwarzymy dziś eliksir – powiedziała radośnie,
klaszcząc w dłonie niczym małe dziecko. Malfoy skinął głową, przyglądając się
składnikom, po chwili marszcząc czoło.
- Co to za eliksir?
- Eliksir Łagodzący I stopnia – odpowiedziała
Gryfonka. – Będziemy go warzyć na najbliższych dwugodzinnych zajęciach, gdyż
około tyle czasu zajmuje jego przyrządzenie. W niektórych momentach jest dosyć
podchwytliwy, ale gdy raz go zrobisz, za drugim razem nie będziesz miał z tym
żadnego problemu.
Malfoy
pokiwał głową na znak, ze zrozumiał. Już po chwili oboje podwinęli rękawy i
zabrali się do pracy. Draco, bez żadnych złośliwych komentarzy i min, wykonywał
polecenia, dokładnie studiując każdy z podpunktów. Uważnie słuchał Hermiony,
notując najważniejsze informacje na temat eliksiru. Po bardzo pracowitej
godzinie brązowowłosa oceniła ich wywar. Miał błękitną, płynną konsystencję o
mdławym, słodkim zapachu – a właśnie taki powinien być.
- Teraz musi przez 15 minut pogotować się w
temperaturze 112 stopni Celsjusza – wyjaśniła, przeciągając się powoli.
Spojrzała na blondyna, przyglądając mu się z ciekawością. Był przystojny,
musiała to przyznać. Jego błękitnoszare oczy nie wyrażały żadnych uczuć, stanowiły zimną barierę,
ale miały w sobie coś pociągającego i magnetyzującego. Idealnie wyprofilowany
nos przepięknie komponował się z ostrymi rysami twarzy. Blond włosy niesfornie
opadały mu na czoło, a on szybkim ruchem głowy odgarniał je, by lepiej widzieć,
aczkolwiek gdy tak robił, żeńska część
szkoły dostawała palpitacji serca. I Malfoy wydawał się być tego świadomy.
~*~
- Cześć, słoneczko – przywitał ją czule, namiętnie
całując ją w usta i przyciągając do siebie. Ginny uśmiechnęła się, ciesząc się
z kolejnego spotkania z Zabinim. Przytuliła się do niego, czując bicie jego
serca.
- Jak ci minął weekend, wiewióreczko? – zapytał,
splatając swoje palce z jej. Mniejsza dłoń Ginewry idealnie wpasowała się w
jego większą.
- Dobrze. Zerwałam z Harry’m – odpowiedziała, opuszczając
głowę. Zabini uśmiechnął się triumfalnie, obejmując Weasley i kilka razy
obracając ją wokół własnej osi. Dziewczyna zaśmiała się perliście, a gdy
postawił ją na ziemię, dała mu buziaka w policzek. Dopiero po chwili przypomniała sobie rozmowę
z tajemniczym Ślizgonem. – Kojarzysz Notta?
- Teodora? – zdziwił się Blaise. – Jasne, nasze
rodziny znają się od bardzo dawna. Wychowywaliśmy się razem. A co? – zapytał,
patrząc przenikliwie na swoją dziewczynę.
- On o nas wie – powiedziała Ruda na jednym wydechu,
oczekując reakcji mulata. Diabeł przystanął w miejscu, lecz po chwili głośno
się roześmiał.
- Można się było tego spodziewać – zaśmiał się,
siadając na ciemnozielonej sofie. Widząc zdziwione spojrzenie Gryfonki,
uśmiechnął się jeszcze szerzej i poklepał miejsce obok siebie.
- Nott jest najsprytniejszym człowiekiem jakiego w
życiu spotkałem. Może zabrzmieć to śmiesznie czy dziwacznie, ale on widzi
więcej niż przeciętny czarodziej, a pewnie również i Mugol. Ma chłopak talent –
wytłumaczył Zabini, szczerząc się głupio. – On sam jest za to ogromną zagadką.
Nigdy do końca nie wiesz, co wymyśli. I nie martw się, wiewióreczko – uspokoił
ją chłopak, widząc jej podejrzliwe spojrzenie. – Theo nikomu o nas nie powie. A
już w szczególności nie Draconowi. Wie, że oboje zostalibyśmy przez niego
zamordowani w sposób brutalny i na pewno niehumanitarny –uśmiechnął się, a
Ginny odpowiedziała mu tym samym, wyraźnie się rozluźniając.
- Ja będę musiała niedługo powiedzieć Hermionie.
Przecież w grudniu organizowany jest bal i ona i tak się dowie. Mam tylko
nadzieję, że mnie nie znienawidzi – Ginewra przytuliła się do Zabiniego,
wpatrując się w tańczące w kominku pomarańczowożółte płomienie.
- Skąd wiesz, że zaproszę cię na bal? – zapytał
chłopak, siląc się na poważny wyraz twarzy. Dziewczyna spojrzała na niego
oburzona, trzepiąc go dłonią w ramię.
- Głupek – zaśmiała się, po chwili znów
poważniejąc.
- Głowa do góry, wiewióreczko – szepnął jej Blaise
do ucha, sprawiając, że ciarki przeszły jej po plecach. – Hermiona jest twoją przyjaciółką,
kiedyś na pewno to zrozumie – uspokoił ją mulat, przytulając ją do piersi i
głaszcząc po włosach. On sam zdawał sobie sprawę, że Smok również musi się
dowiedzieć o jego związku ze „zdrajczynią krwi”. Ale na razie miał zamiar
cieszyć się chwilą i nie przejmować się tym, co powie Malfoy.
~*~
Gdy Granger opuściła jego pokój , szybko złapał
leżącą na stoliku kopertę. Chwilę trzymał ją w dłoniach, nie widząc, jakie
wieści znajdzie w środku. W końcu otworzył ją, wyciągając pożółkły pergamin. Od
razu rozpoznał pochyła pismo matki. Z drugiej strony… kto inny miałby do niego
napisać? Draco wziął głęboki oddech i zaczął czytać.
Cieszę się,
że poprawiłeś się w nauce. W tym roku są egzaminy mimo wszystko to na nich
musisz się skupić.
Znów proszę
Cię, byś rozważył propozycję Andrewa. Znam Twoje zdanie i szanuję je, ale on
jest naprawdę dobrym adwokatem. Wygrał kilka z pozoru beznadziejnych spraw.
Gdyby mógł, na pewno wygrałby również w procesie Lucjusza. Błagam Cię, przemyśl
to jeszcze! Sama Granger Ci nie pomoże – nie ma przecież odpowiedniej wiedzy i
doświadczenia.
Mam pewne
podejrzenia, gdzie Ona się znajduje. Pojadę jutro do ciotki Margaret do Francji
i sprawdzę, czy czegoś nie wie. Ty zostań w szkole i nie rób nic głupiego.
Powiadomię Cię, gdy dowiem się jakichkolwiek szczegółów.
Narcyza
Kamień spadł Draconowi z serca, po przeczytaniu
listu od matki. Miał nadzieję, że tym razem jej podejrzenia są słuszne i, że
odnajdą Ją. Ciotki Margaret nie kojarzył, jednak wcale go to nie trapiło.
Schował pergamin do koperty, podchodząc do biurka.
Z jednej szuflady wyjął drewnianą szkatułkę z wyrytym M na wierzchu. Schował do
niej list, posyłając mu ostatnie przeciągłe spojrzenie. Gdy tylko zamknął
pudełeczko, zabezpieczył je odpowiednimi zaklęciami i schował do szafki.
Zerknął na zegarek, orientując się, że musiał już iść, jeżeli nie chciał
spóźnić się na kolację. Skierował swoje kroki w stronę drzwi, gdy nagle
zobaczył leżącą przy fotelu książkę. Przeklął w myślach Granger, wiedząc, że to
ona najpewniej zostawiła ją przez przypadek. Podręcznik od eliksirów przyda się
jej na poniedziałkowej lekcji. Uśmiechnął się kpiąco na myśli o tym, że
Gryfonka będzie jej szukać i panikować niczym wariatka. Już miał kopnąć książkę
pod fotel, gdy uznał, że nie może tego zrobić. Przecież mu pomagała. Swoim
zachowaniem udowodnił, że jej pomoc jest mu bardzo potrzeba. Sam nie ogarnąłby
wszystkiego, chociaż w życiu nie powiedziałby tego na głos. Wziął do ręki
wolumin, spoglądając na nienaganną, czystą okładkę. Oczywiście, że wyglądała
perfekcyjnie. Przecież to Granger!
Wyszedł z pokoju, nie kwapiąc się, by zamknąć za
sobą drzwi jak człowiek, tylko trzasnął nimi mocno.
- Draco! – usłyszał wołanie, gdy tylko wyszedł z
pokoju wspólnego i przystanął, czekając na Diabła i pozwalając mu się dogonić.
– Jak tam nauka z kujoneczką? – zapytał, szczerząc się złośliwie. Malfoy posłał
mu spojrzenie mówiące, by po prostu się zamknął i więcej nie poruszał tego
tematu.
- Widzę, że ci się udzieliło – zagadał Blaise po
chwili ciszy.
- Co? – warknął Smok, przenosząc wzrok na
przyjaciela.
- Nauka, kochanie, nauka. Tak jak Granger wszędzie
tachasz ze sobą książki. – Diabeł ułożył usta w iście szatańskim uśmiechu.
Malfoy spojrzał na podręcznik od eliksirów i jeszcze raz przeklął w myślach Gryfonkę.
- Zapomniała tego gówna, więc zamierzam jej to
oddać. Jakiś problem? – wycedził przez zaciśnięte zęby, ściskając mocniej
wolumin.
- Jakie to słooodkie! – krzyknął mulat,
przeciągając samogłoskę „o” w
charakterystyczny, idiotyczny i irytujący sposób.
- Zamknij się, idioto – powiedział, wyraźnie zły na
przyjaciela. Przyspieszył kroku, skręcając w główny korytarz, prowadzący prosto
do Wielkiej Sali. Ze złością spostrzegł Hermionę, spokojnie idącą ze swoimi
przyjaciółmi. Blaise klasnął w dłonie bardzo zadowolony i poklepał Malfoya po
ramieniu, po czym przyspieszył kroku, przez przypadek szturchając łokciem
Ginny.
- Uważaj jak chodzisz, palancie! – wrzasnął Ron,
grożąc mulatowi pięścią. Zabini nawet się nie odwrócił, za to młoda Weasley
zarumieniła się delikatnie, opuszczając głowę.
- Granger! – krzyknął Malfoy, zwracając na siebie
uwagę całej trójki. Na twarzy przybrał typowy dla siebie ironiczny uśmieszek.
Gryfonka spojrzała na Rona niepewnie. Przecież on nic nie wiedział o tym, że
pomagała znienawidzonemu Ślizgonowi w nauce!
- Czego chcesz, Malfoy? – krzyknął Weasley,
wyciągając z kieszeni różdżkę. Draco nawet na niego nie spojrzał, powoli
zbliżając się do Hermiony.
- Zapomniałaś czegoś jak u mnie byłaś – powiedział
cicho, a jego usta ułożyły się w przepięknym uśmiechu. Gdy zobaczył jej
zdezorientowane spojrzenie, uniósł trzymaną książkę do góry. Hermiona
zarumieniła się niczym piwonia , wyciągając rękę po swoją własność. Draco
patrząc w jej oczy z dziwnym, nieznanym nikomu błyskiem, oddał jej książkę bez
większego oporu, co zaskoczyło trójkę przyjaciół z Granger na czele.
- Tak w ogóle, przyjemnie się razem pracowało.
Cieszę się, że będziemy widywać się aż trzy razy w tygodniu! – Jego głos
przesiąknięty był słodkością, na pewno udawaną, czego Ron zdawał się nie
zauważać. Jego cierpliwość wystawiona była na próbę, gdy Malfoy zrobił coś,
czego nikt się nie spodziewał. Podszedł do niej i schylił się, by złożyć na jej
policzku delikatny pocałunek. Po chwili zniknął w Wielkiej Sali z ogromnym
uśmiechem na ustach. Hermiona stała jak wryta, zupełnie nie
zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Jedyne, co wskazywało na to, że jeszcze żyła to
płytki, nieregularny oddech i szkarłatne policzki.
- Co to do cholery było?!- wrzasnął Ron,
zamaszystym krokiem podchodząc do dziewczyny. Jego twarz również zdobiły
szkarłatne plamy, tylko że w jego przypadku oznaczały furię, a nie
zawstydzenie.
- Pomagasz mu w nauce?! Dlaczego nic mi o tym nie
powiedziałaś, co? Może masz coś więcej do ukrycia?- wskazał na nią
oskarżycielsko palcem, mrużąc niebezpiecznie oczy. – I jeszcze ten pocałunek! –
w jego zielonych tęczówkach czaiły się ogromna złość i jeszcze większa
zazdrość.
- Ron… - szepnęła Hermiona, jednak Weasley zaśmiał
się ironicznie na jej cichy, smutny głos.
- Przestań zgrywać taką niewinną cnotkę.
Przejrzałem cię na wylot. Zdradzasz mnie z tą tlenioną fretką! – kilka osób
przyglądało im się z niemałym zainteresowaniem, jednak mu to wcale nie
przeszkadzało.
- Co się tak gapicie? – warknęła Ginny, patrząc na
wszystkich spod przymrużonych powiek. Podeszła do Hermiony i wzięła ją pod
rękę.
- Jesteś kompletnym palantem, Ronaldzie –
powiedziała na odchodnym, ciągnąc przyjaciółkę do Wielkiej Sali.
~*~
- Draco – Teodor pojawił się przy stole Ślizgonów
znikąd, po chwili siadając obok blondyna.
- Minąłeś po drodze Granger? – zapytał Malfoy,
uśmiechając się łobuzersko. Nott spojrzał na niego rozbawiony.
- Tak, kłóciła się z Rudzielcem. A tak naprawdę to
on się na nią darł. Zakładam, że to ty jesteś tą „tlenioną fretką”, z którą ona
go zdradza.
- Dokładnie – Draco kiwnął głową bardzo z siebie
zadowolony.
- Co ty zrobiłeś, Smoku? – wtrącił się Blaise,
biorąc do ręki szklankę z sokiem dyniowym i upijając łyk.
- Pocałowałem ją…
- Co?! – wrzasnął Zabini, zwracając na siebie uwagę
nauczycieli i uczniów, przy okazji wypluwając sok na siedzącą naprzeciwko niego
Pansy.
- Ty idioto! – krzyknęła, patrząc na bluzkę z
niemałym obrzydzeniem.
- Zamknijcie się – powiedział rozbawiony Draco,
zaklęciem sprzątając po przyjacielu. – Pocałowałem ją w policzek, bałwany –
wyjaśnił.
- Nie bałeś się, ze ubrudzisz się szlamem? –
zapytała Parkinson, unosząc brwi do góry.
- Ledwo ją musnąłem – wytłumaczył uważając sprawę
za zakończoną. Zajął się posiłkiem, gdy ciszę znów przerwał głos Pansy.
- Widziałam w twoim pokoju list. Wiadomo coś o
Anabelle?
- Cicho bądź – skarcił ją Malfoy, patrząc na nią
groźnie i rozglądając się na boki podejrzliwie. – Nie tutaj – szepnął, wiedząc
kilka ciekawskich spojrzeń.
~*~
Gdy tylko zadzwonił dzwonek na lekcje, Snape
otworzył drzwi, wpuszczając do środka uczniów. Każdy w ciszy i spokoju zajął
swoje miejsce, na co profesor uśmiechnął się kpiąco. Stanął przy tablicy, nagle
odwracając się w ich stronę.
- Każdy obecny w tej sali wie, że będziecie pisać
owutemy. Niektórzy podejmą się tego testu już pod koniec stycznia. Mam tylko
nadzieję, że nie będą tej decyzji żałować – powiedział, zwracając swój wzrok na
Rona, który nagle zrobił się czerwony na twarzy. – Dzięki tym kilku wybrańcom,
cała klasa będzie pracować szybszym tempem. Jako dyrektor pozwoliłem sobie
wprowadzić kilka zasad, których wszyscy nauczyciele muszą przestrzegać –
Nietoperz krążył po sali, a jego czarna szata powiewała za nie złowrogo. – Od dzisiaj na każdej lekcji jest pytany
przynajmniej jeden uczeń. Na ocenę – dodał, widząc błysk niepewności w oczach
Hermiony. Uwielbiał jej reakcję, gdy mówił o testach czy esejach. Zawsze wtedy
spinała się i wpatrywała się w niego z przerażeniem, kodując w myślach każde
jego słowo. Tym razem również było podobnie, co wywołało u niego nagły przypływ
radości. – Żeby przypomnieć sobie o wszystkim, co próbowaliśmy wbić do waszych
tępych głów przez ostatnie lata, będziecie pisać prace, przynajmniej na dwie
rolki, na zadany temat. Bez wyjątków – Snape zmrużył niebezpiecznie oczy,
pochylając się w stronę uczniów. W klasie panowała niczym niezmącona cisza.
Profesor uśmiechnął się kpiąco, nagle się prostując.
- Może dzisiaj pokażę wam skutki nieuczenia się –
Nietoperz podszedł do swojego biurka, otwierając notes. – Weasley, chodź tutaj.
Ron uniósł głowę, przenosząc wzrok na nauczyciela.
Przełknął głośno ślinę, powoli wstając. Ostatni raz spojrzał na Hermionę,
prosząc ją o pomoc. Dziewczyna wzruszyła ramionami, nie chcąc dostawać kary za
próbę podpowiadania chłopakowi.
- Wywar tojadowy – powiedział Severus, siadając na
swoim miejscu i odchylając się w fotelu i z zadowoleniem patrząc na czerwień i
purpurę pojawiającą się na jego twarzy i szyi.
- Ten eliksir… - zaczął, zaciskając dłonie w
pięści, co tylko pogłębiło wredny uśmieszek u Snape’a.
- Nie wiesz? – zapytał Nietoperz z udawanym
współczuciem. – To jak zamierzasz napisać owutemy w styczniu, jak ty, głąbie,
podstaw nie umiesz? – warknął, wpisując ogromne „T” przy nazwisku rudzielca. –
Zejdź mi z oczu – machnął na niego ręką, ze złością zamykając zeszyt.
Weasley z oburzeniem wrócił na swoje miejsce,
zamaszyście siadając na swoim miejscu.
- Dzięki – warknął, kierując swoje słowa do
Hermiony. Dziewczyna przygryzła wargę, zupełnie go ignorując, ale w głębi duszy
cierpiąc, że zwalił to wszystko na nią.
~*~
Zapach książek i pergaminu od zawsze ją uspokajał.
Uśmiechnęła się na myśl, że ma jeszcze kilka minut tylko dla siebie. Musnęła
palcami starą okładkę ogromnej księgi, by po chwili powoli ją wyciągnąć.
„Historia Hogwartu” – przeczytała masywny tytuł i otworzyła na pierwszej
stronie, gdzie widniał przepiękny szkic całego zamku. Wpatrywała się w niego chwilę, po czym zamknęła książkę i
odłożyła ją na miejsce. Nie wiedziała dlaczego, ale ten rysunek uspokajał ją, dawał
poczucie wspaniałej błogości. Zawsze zachwycał ją tak samo, delikatne
pociągnięcia ołówkiem zdawały się być perfekcyjne i w pełni zaplanowane.
Zerknęła na zegarek, którego wskazówki wskazywały osiemnastą czterdzieści.
Musiała już wyjść, gdyż chciała jeszcze przed kolacją iść do dormitorium
odłożyć torbę. Ruszyła w stronę ogromnych drzwi , gdy jej uwagę przykuł mały
wolumin leżący na stole. Wzniosła oczy ku niebu , podirytowana faktem złego
traktowania książek. Harry i Ron często jej mówili, że w przyszłości mogłaby
zastąpić panią Pince, która również darzyła wszystkie woluminy ogromną miłością
i traktowała je z widoczną czcią.
Hermiona podeszła do stolika, upewniając się, że
właściciel książki opuścił już pomieszczenie. Delikatnie chwyciła książeczkę, urzeczona
jej przepiękną okładką. Wykonano ją z jasnego, zwiewnego materiału, a na środku
widniał złoty napis „Romeo i Julia”. Gdy była mała, zawsze chciała ją
przeczytać, kuszona opowieściami babci, jednak wiedziała, że musi dorosnąć, by
w pełni zrozumieć jej treść. Później poszła do Hogwartu, zapominając o
romantycznej historii, którą tak bardzo chciała poznać. Teraz, zachęcona ciszą
panującą w bibliotece, usiadła na krześle, otwierając na pierwszej stronie.
Wzięła głęboki oddech, uśmiechając się, po czym zanurzyła się w otchłani
fantazji, marzeń i zakazanej miłości.
~*~
Nie miał ochoty na kolację. Nie zamierzał również
wracać do pokoju wspólnego, bojąc się spotkać wiecznie odchudzającą się Astorię
Greengrass. Ostatnio dziewczyna uwzięła się na niego, a jak zaczynała
trajkotać, tak nie przestawała, dopóki nie rzucił na nią jakiegoś zaklęcia.
Niestety nie zrażało jej to, wręcz przeciwnie – sądziła, że Draco uważa ją za
tak mądrą, że ćwiczy z nią różne formułki na zajęcia. Malfoy wzdrygnął się na
myśl o Ślizgonce, po czym pchnął drzwi prowadzące do biblioteki, wiedząc, że
jej tam nie spotka. W pomieszczeniu panowała cisza. Blondyn ruszył w kierunku
półki, gdy jego uwagę przykuła pewna postać. Od razu rozpoznał jej brązowe
pukle. Jak zwykle coś czytała, pochylając się nad książką z widocznym
zainteresowaniem. Draco rozejrzał się, sprawdzając, czy ktoś jeszcze postanowił
zrezygnować z posiłku. Na szczęście byli sami.
Ruszył w jej kierunku, cicho stąpając po podłodze.
Zdawała się go nie słyszeć, co bardzo go cieszyło. Zastanawiał się nad sposobem
wyrwania dziewczyny z zadumy, jednak nic odpowiedniego nie przychodziło mu do
głowy. Wstrzymał oddech, stając za nią. Zmrużył oczy, chcąc dostrzec małe
literki tej „zajmującej” pozycji. Pochylił się tak, że jego usta znajdowały się
na poziomie jej ucha. Uśmiechnął się, zadowolony z własnego genialnego pomysłu.
- Oczy,
spojrzyjcie po raz ostatni! Ramiona, po raz ostatni zegnijcie się w uścisku! A
wy, podwoje tchu zapieczętujcie pocałowaniem akt sojuszu ze śmiercią* -
szepnął, czytając wybrany przez siebie fragment. Reakcja dziewczyny była wręcz
natychmiastowa. Zadrżała, podnosząc głowę i szybko odwracając ja w stronę
Ślizgona. Na szczęście blondyn wyprostował się, unikając zderzenia z Gryfonką.
- Malfoy – syknęła, odkładając książkę na stół.
Dopiero po chwili chłopak spostrzegł jej zaszklone oczy i łzę spływającą po jej policzku. Hermiona
wytarła ją wierzchem dłoni, nie spuszczając z niego swych brązowych oczu.
- Czego ryczysz, Granger? – zapytał złośliwie,
krzyżując ręce na piersi. Twarz dziewczyny nagle złagodniała, jednak jej
mięśnie były spięte i gotowe do ataku.
- Nigdy nie
płakałeś czytając jakąś książkę, Malfoy?
Draco prychnął pod nosem, wznosząc oczy ku niebu.
- Jestem mężczyzną, Granger. A prawdziwi mężczyźni
nie rozczulają się nad żałosnymi romansidłami – blondyn wypiął dumnie pierś,
jakby powiedział najmądrzejszą rzecz na świecie.
- To nie jest żałosne romansidło – wycedziła,
czerwieniąc się delikatnie. – To – wskazała na leżący na stole wolumin – To
przepiękna historia o zakazanej miłości Julii i Romea, którzy należeli do dwóch
nienawidzących się rodów – westchnęła cichutko, a na jej ustach znów pojawił
się subtelny uśmiech.
- O zakazanej miłości? – prychnął. – Skoro należeli
do dwóch nienawidzących się rodów, nie ma możliwości, by się w sobie zakochali.
To tak, jakby arystokrata zakochał się w szlamie. To tak, jakbym ja zakochał
się w tobie.
*William Szekspir – „Romeo i Julia”
Aktualizacja: 14/04/2020
EDIT: EARIE S.
EDIT: EARIE S.
Witam! Boże, jak ja tęskniłam za tym opowiadaniem. Dzisiaj
skończyła się moja katorga (i mogę nieskromnie powiedzieć, że z podstawowego
angielskiego będę miała 100% ) i egzaminy gimnazjalne mam już za sobą. Nawet
nie macie pojęcia, jak mnie to cieszy. Dzisiaj obiecany rozdział. Jest długi (aż
10 stron w wordzie), ale mam do tego pewien powód. Tego bloga założyłam
dokładnie ROK TEMU!! 25 kwietnia 2013 roku życzyłam wszystkim gimnazjalistom
powodzenia, a teraz sama przez to przeszłam!
Mam również pewne OGŁOSZENIE: Earie S.
prowadzi dwa znakomite blogi, jednak niedawno zmieniła nazwy i możecie mieć
trudności w odnalezieniu jej historii. Linki są na pasku obok, jednak wstawię
je jeszcze tutaj, tak dla bezpieczeństwa.
Do genialnej pisarki i mojej najlepszej przyjaciółki, która jest ze swoim angielskim mogłaby się ubiegać o brytyjskie obywatelstwo :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację oraz za ogłoszenie w sprawie zmienionych przeze mnie adresów (chociaż mówiłam Ci, że zmiana linków w zupełności wystarczy!) :) Rozdział jest świetny! Najbardziej podoba mi się jego zakończenie <3
Tak jak Ty cieszę się, że egzaminy się skończyły. Ale jeszcze większy powód do radości daję mi to, że nie musisz się już uczyć i będziesz pisać, co wychodzi Ci wspaniale ;*
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję
Earie S.
P.S. Gratuluję 100% z angielskiego!!!!!!!!
Dziękuję <3
UsuńA ubieganie się o brytyjskie obywatelstwo nie jest wcale takim głupim pomysłem... :)
A Ty również powrócisz do pisania, co mnie bardzo cieszy (stęskniłam się za Twoimi opowiadaniami).
Pozdrawiam magicznie
~hope~
Świetny rozdział, a ostatnie słowa... powaliły mnie na kolana. Lepiej zakończyć tej notki nie mogłaś, naprawdę :)
OdpowiedzUsuńStwierdzam, że Malfoy to świnia i małolat, który nie liczy się z uczuciami innych, czego daje pokaz na każdym kroku. Ronald zresztą nie jest lepszy... Mam nadzieję, że Mionka zmieni naszego napuszonego arystokratę. Czekam na ten moment, jak i na kolejny rozdział z niecierpliwością.
M.D.
Dziękuję :)
UsuńCo do Malfoya... on ma jeszcze długą drogę przed sobą. I bez wątpienia, Hermiona pomoże mu w jej pokonaniu :)
Pozdrawiam magicznie
~hope~
"To tak, jakbym ja zakochał się w tobie."
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie!
Dannie
Dziękuję <3
Usuń~hope~
Świeetnie! dodaję Cię u siebie do linków- serio piszesz GENIALNIE!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
Usuń~hope~
Końcówka była świetna! Zwłaszcza to jak Draco recytował jej kwestię Romea ;) Kurczę aż się rozmarzyłam. Kim jest Margaret i w jaki sposób ma pomóc Draconowi?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.